Zgodnie z ustawą o ochronie sygnalistów oraz Dyrektywą 2019/1937, osoba lub wydział prowadzące działania następcze powinny być bezstronne. Powyższe jest zupełnie zrozumiałe. Wszak działania następcze w swej dominującej części to nic innego jak postępowania wyjaśniające w celu ustalenia, czy prawo zostało naruszone oraz kto je naruszył. Pomijam kwestię, czy na poziomie zakładów pracy zawsze można osiągnąć te cele. Ostatecznie można pouczyć sygnalistę, aby skorzystał z możliwości zgłoszenia zewnętrznego, co zapewne zakończy się przekazaniem spraw do profesjonalnych organów kontroli, nadzoru lub ścigania.
Wymóg bezstronności jest zrozumiały. Sens ustawy jest taki, że w zakładach pracy mogą być prowadzone postępowania mające dokładnie taki sam charakter jak te, prowadzone przez organy państwowe. To, że prowadzą je organy zakładowe, jest bez znaczenia. Z tego też powodu prawo oczekuje bezstronności po stronie organu, który prowadzi postępowanie.
Zgodnie ze standardami wypracowanymi w judykaturze, bezstronność to obiektywizm, brak uprzedzeń i neutralność wobec stron, oraz „niekierowanie się przy rozstrzyganiu sprawy względami, które miałyby charakter inny niż merytoryczny” (por. postanowienie SN z 17.09.2021 r., II CO 68/21). Osoba, która nie gwarantuje bezstronności, nie powinna wykonywać działań następczych.
Powyższe jest dość oczywiste. Bardziej interesujące jest pytanie, czy ustawa i dyrektywa gwarantują osobom wykonującym działania następcze niezależność, a bardziej precyzyjnie, niezależność od organów zarządzających zakładem pracy, potocznie zwanych pracodawcą? Można bowiem przyjąć założenie, że znaczna część, a być może większość spraw będących przedmiotem zgłoszeń, będzie leżała w bezpośrednim lub pośrednim zainteresowaniu tych osób. W bezpośrednim dlatego, że osoby te mogą być odpowiedzialne za zaniedbania. Pośrednim, że ustalenia dokonane w toku postępowania mogą mieć negatywne skutki ekonomiczne, co może rzutować na sytuację faktyczną tych osób.
Pojęcie niezależności nie pojawia się w ustawie. Przez niezależność rozumiem to, że osoba wykonująca czynności następcze nie może ponosić negatywnych konsekwencji podejmowanych przez siebie decyzji. Tym samym może je podejmować w warunkach wolnych od presji.
Wyrażam przekonanie, że pojęcie bezstronności w takim ujęciu, w jakim zostało to zapisane w dyrektywie obejmuje także niezależność. Pierwszym argumentem jest samo rozumienie bezstronności. Przypominam, że jego cechą jest „niekierowanie się przy rozstrzyganiu sprawy względami, które miałyby charakter inny niż merytoryczny”. Mając na uwadze, że czynności następcze mogą być wykonywane w zasadzie wyłącznie przez pracowników, to w znakomitej części przypadków osoby te nie byłyby w stanie spełnić powyższego standardu. Trudno bowiem oczekiwać, aby podejmując decyzje w toku prowadzonych postępowań uwolnili się od świadomości narażenia na negatywne reakcje ze strony przełożonych. Dlatego warunek bezstronności wobec sygnalisty może być spełniony tylko wtedy, gdy zapewniona zostanie niezależność.
Drugi argument dotyczy treści dyrektywy i ustawy. Otóż wyznaczenie „niezależnych osób lub departamentów” następuje w procedurze zgłoszeń wewnętrznych. Procedura ta to nic innego jak akt prawny. Prawnik powiedziałby, że jest to źródło prawa określające sposób stosowania prawa po zgłoszeniu naruszenia. Stosowanie prawa to inaczej czynności podejmowane w stosunku do konkretnych osób, w tym osób prawnych. Ujmując rzecz inaczej można powiedzieć, że jest to „regulamin postępowania podmiotów przyjmujących zgłoszenia i prowadzących działania”.
Przypominam, że gdy prawnicy mówią „procedura cywilna” lub „procedura karna”, to mają na myśli kodeksy postępowania cywilnego i karnego, czyli ustawy. Dlatego procedura zgłoszeń wewnętrznych to także akt prawny.
Powyższe ma kluczowe znaczenie. Rzecz w tym, że akty prawne nie zajmują się konkretnymi osobami, lecz instytucjami. Jeśli chodzi o przepisy proceduralne, to wskazują one organy i ich kompetencje w toku postępowań. A to oznacza, że gdy dyrektywa i ustawa stanowią o „bezstronnej osobie” to nie chodzi o to, że konkretna osoba jest bezstronna, ale o to, że organ jest bezstronny. Ujmując rzecz inaczej, procedura nie wskazuje, że postępowania będzie prowadzić pani lub pan X, ale że będzie to czynił np. Inspektor ds. zgodności lub Wydział ds. kontroli wewnętrznej. Powołanie osoby na stanowisko inspektora lub zatrudnienie osób do wydziału następuje w innym trybie. Dlatego wyraz „bezstronność” nie odnosi się do konkretnej osoby, ale do powołanego w procedurze organu. Powyższe jest zresztą wyjątkowo oczywiste w kontekście wydziałów. Wszak wydział nie jest ani osobą, ani organem kolegialnym. Jest jednostką organizacyjną. Bezstronni powinni być ludzie pracujący w takim wydziale.
Powyższe pozwala na stwierdzenie, że pojęcie „bezstronność” trzeba rozumieć jako niezależność organu (inspektora) lub jednostki organizacyjnej (jej szefostwa i pracowników) od wpływu przełożonych na ich postępowanie. Chodzi oczywiście o niezależność w zakresie, w jakim podejmują decyzje w kontekście działań następczych.
Przeprowadzone wyżej rozumowanie prowadzi do wniosku, że treścią procedury powinno być m.in. wprowadzenie gwarancji bezstronności, a nie tylko jej zadeklarowanie. W praktyce oznacza to tyle, że procedura powinna wprowadzać obowiązek wyłączenia danej osoby ze sprawy, w której owej bezstronności nie może dochować. Z drugiej strony, oznacza to obowiązek wprowadzenia do procedury gwarancji niezależności osób wykonujących powyższe zadania, przez choćby jednoznaczną regulację, że osoba taka nie może ponosić negatywnych konsekwencji rzetelnego wykonywania swoich zadań, nawet jeśli ich skutkiem jest naruszenie interesu pracodawcy.